czwartek, 30 kwietnia 2015

Natura i tresura

Sztuczki są tematem znanym w świecie jeździeckim. Wiele osób chce żeby ich koń dębował, kłaniał się itd. Dużo osób twierdzi, że nie jest to naturalne dla koni. Kiedy ktoś napisze "przecież to nie jest dla niego naturalne!" najczęściej słyszy odpowiedź typu "a jeździec jest naturalny?! możne wypuśćmy konie i niech sobie latają na wolności"- mogę się założyć, że kiedyś sama udzieliłam takiej inteligentnej odpowiedzi. :D
Kiedy zaczęłam uczyć konie sztuczek słyszałam, że nie umiem, że robię to źle, że obróci się to przeciwko mnie. Zgodzę się tylko co do jednego- nie wiedziałam jak to robić. Jednak postanowiłam się nie śpieszyć. Pierwszym koniem którego uczę sztuczek jest Hamara to z nią zaczynałam i dalej pracuje nad nowymi rzeczami. Dalej się nie śpieszę, nie poganiam jej, daję czas. Aktualnie od kilku miesięcy pracujemy nad ukłonem. Idzie jej okey, prawie klęka :D Kolejny jest Koko, ten mały kucyk uwielbia się kłaść, klękać itp za to słabo mu idzie załapanie dębowań czy "hiszpanów" ale już powoli zaczynam ogarniać co i jak :P Inne koniki też będą się uczyć sztuczek ale potrzebują jeszcze trochę więcej pracy pod siodłem itd. 

Kiedy zacząć tresurę konia? Moim zdaniem nie da się tego określić, ja zaczynam gdy koń jest stabilny psychicznie, w 100% procentach uznaje mnie za przewodnika stada, nie ma problemu ze skupieniem się na mnie w ekstremalnych warunkach. Od czego zaczynam? To też zależy, obserwując konia na wybiegu staram się określić co robi najczęściej i co będzie dla niego najłatwiejsze. Jak często? Bawię się z dzieciakami kiedy tylko mam chwilę czasu po 5 min z każdym. Nie dłużej, uważam, że długa praca nad sztuczkami jest dla konia męcząca. Nagradzam za pozytywne, ignoruję negatywne a w skrajnych przypadkach zdarza mi się karać. Nie zawsze nagradzam cukierkami! 
Przy nauce sztuczek często pozbywam się ogłowia całkowicie lub pracuje na zwykłym kantarku. Moim zdaniem tak jest bezpieczniej, szczególnie przy sztuczkach typu klękanie. 
Przejdźmy dalej, chce wytłumaczyć czy jest to naturalne czy też nie. Z tego powodu siedziałam dzisiaj z kopyciakami na wybiegu przez ponad godzinę i robiłam zdjęcia. Kiedy mamy same klacze raczej ciężko to zauważyć ale teraz mam 2 klacze i dwa wałachy z których jeden-Koko nie wie o tym, że jest wałachem. :D Niedługo przyjedzie wałach nr 3 i będzie bardzo zabawnie. 





Porcja zdjęć która udowadnia, że każdego rodzaju klękanie, wspinanie się jest naturalne a my trasując zwierzaki  jedynie musimy zapanować nad tym co natura dała. :P
U moich synków można zauważyć pewien schemat :) Walka zawsze rozpoczyna się w pobliżu klaczy, zazwyczaj to Siwy "atakuje" Koko i stara się objąć prowadzenie w stadzie. Samo starcie zaczyna się wąchaniem, później jest przywitanie hiszpańskie najczęściej tylko ze strony Siwego. Co się dzieje dalej? Moje waleczne ogiery dębują, okładają się przednimi nogami i zębami, schodzą na kolanka znów wracają do dębowań, wtedy Koko oznajmia, że ma dość tej zabawy i używa swojej ulubionej broni czyli zadnich nóżek. Remo doskonale wie o co chodzi i oddala się od Koko :D 
Tak wygląda walka "dzikich mustangów", wykorzystują wszystkie sztuczki te nie naturalne też :P 

No i tyle :D Tresując swoje konie bądźcie cierpliwi i wyrozumiali :) Dajcie im czas.
Moje motto? 
"Liczy się droga a nie czas." Dotyczy to wszystkiego.
Powodzenia w nauce :) 

niedziela, 19 kwietnia 2015

Odpowiadając na pytanie :)

Pytanie które często mi zadajecie to: "Czemu nie jeździsz skoków?"
Postaram się wam wytłumaczyć czemu tak jest.
Facet który ujeżdżał Rudą i Ari miał kucyka na którym jeździłam :) Klaczka nazywała się Kropka.
Bardzo lubiłam na niej jeździć. Postanowione zostało, że pojadę na niej zawody. Był mały problem-ja nigdy nie skakała. "Skakać" nauczyłam się w mniej niż tydzień. Nie było to zbyt przyjemne a mój pierwszy start zakończył się nie groźnym upadkiem- stąd też moja niechęć do skoków.

Później powoli dalej uczyłam się skakać, dopuszczałam to sobie i znów wracałam.
Wtedy też odkryłam, że podoba mi się ujeżdżenie i zaczęłam o tym marzyć. Pierwszy raz do czynienia z ujeżdżeniem miałam na obozie w Lewadzie. Byłam tam kilka razy 2 lub 3.
Zaszczepiło to we mnie miłość do ujeżdżenia. Odstawiłam skoki i zaczęłam na własną rękę pracę z ujeżdżeniem na Rudej. Na początku nie wiedziałam z czym to się je. Treningi nie były cudowne. po pewnym czasie coś zaczęło się dziać, czytałam, odkrywałam. Mój tato wszystkie moje próby obserwował po cichu. Kiedy zauważył, że mocno się wkręciłam postanowił kupić mi pierwsze siodło ujeżdżeniowe.
Później udało mi się trafić do J. Wierzchowskiego i to właśnie tak zaczęła się prawdziwa praca. Wszyscy myśleli, że szybko sobie odpuszczę, pierwsze treningi były bardzo trudne. Pojechałyśmy na tydzień a zostałyśmy 3 miesiące :P
Każdego dnia bardziej mnie wciągało, Ruda była coraz lepsza, dogadywałyśmy się, wiedziałyśmy jak pracować. Ja pragnęłam ciągle nowych informacji, nigdy się nie nudziłam, pochłaniałam książki w bardzo szybkim tempie.


Pierwsze treningi w Tarzymiechach nie zostały upamiętnione :P 
To są zdjęcia z pierwszego miesiąca :) 
Skoki były przeszłością ale pojawiła się odznaka jeździecka a jak wiemy tam się skacze! 

Mój trener jest byłym WKKw'istą więc kilka dni trenowaliśmy skoki i wtedy znów mi się spodobało.
Od tej pory sporadycznie sobie skacze, nawet to lubię. Jednak to ujeżdżenie jest moją prawdziwą miłością.
Hamara jest średnim skoczkiem :) 
Skoki czasami sprawiają jej radość, jednak przy częstych treningach przestaje ją to bawić. Nie jest też dobrym koniem na duże wysokości. ok 120-130 cm to jej max. Może i dociągnęłabym ją do 140 ale nic na siłę. 

Ruda o wiele lepiej odnajduje się w ujeżdżeniu, lubi to stara się.

Moja Mimi też jest koniem ujeżdżeniowym i nie rozumie sensu skakania :D
Mi to wcale nie przeszkadza :P
Konie które kochały skakać i je miałam to Grom i Ari. Ta dwójka była kompletnie zakręcona na punkcie skoków. Jedno i drugie dziecko szło na przeszkody jak szalone, jeśli chodziły po padoku i były tam przeszkody to dzieciaki przez nie skakały.
Grom każdego dnia chciał bardziej i bardziej. Czasami starał się mnie wyciągnąć w kierunku przeszkody :P Ambitna bestia z niego była, bardzo silna w skoku, nogi podciągał jak najwyżej.
Jednak kiedy na nim skakałam, czułam się pewnie i stabilnie, wiedziałam, że mi ufa.
Wszystko to nie zmienia faktu, że ja nie odnajduje się w skokach :D
Czasami skaczę, bo wtedy sprawia mi to przyjemność. Czasami startuje też w skokach. Jednak wszystko dla zabawy :)

Zwyczajnie kocham ujeżdżenie i tyle :)




czwartek, 9 kwietnia 2015

Coś mi w trawie piszczy :)

Chyba czas żeby przedstawić wam moje najmłodsze dziecko :)
Niunio syn Hamary i araba Pentagram :) 
To Niunio gdy miał kilka dni :) jego pierwsze wyjście na dwór.


Teraz Niunio jest dużym wałachem ale tylko w jego mniemaniu , bardzo ciekawskim, lubi zaczepiać inne konie i stara się-co prawda nieudolnie-rządzić stadem. 
Synio ma ok 150 wzrostu. Jest małym konikiem, w spadku od ojca dostał duuuużo grzywy i wzrost. Po Rudej "dobrą głowę". Czasami się wygłupia, wspina się itd. Nigdy do człowieka. Jest bardzo łagodny i przyjazny.
Widać, że będzie próbował pokazać co myśli i udowadniać swoje racje.
Jednak wydaje mi się, że będzie przyjemnym koniem do nauki. 
Mały stara się pracować ale wszystko odwraca jego uwagę i ciągle muszę przywracać go do pionu.
teraz tylko trzeba czekać do 15 maja i Niunio będzie wracał do domu.




sobota, 4 kwietnia 2015

Let me tell You the story of my life.

Zostałam poproszona o napisanie wpisu na temat moich początków jeździectwa. :) 

To będzie swojego rodzaju historia o moim życiu.
Zaczęło się nawet nie wiem kiedy, chyba już jak się urodziłam. Od zawsze latałam za konikami. Miałam miliony, tak miliony, koników zabawek. Musiałam pogłaskać wszyyyystkie mijane koniki, kucyki, zaliczyć oprowadzanki-najlepiej 10 razy. Mój wujek miał konia, zimnokrwistą klacz Baśkę(oryginalne imię) a ja jak na prawdziwego koniarza przystało "pomagałam" mu we wszystkich pracach polowych, które tylko byłam w stanie zaliczyć. Jeśli dziadzio pożyczał konia to ja wracałam wierzchem :D oczywiście mojego rączego rumaka zawsze ktoś pilnował.

Zaraz gdzieś wam znajdę moje pierwsze zdjęcie na koniu! Ok na kucyku :D

Tak to właśnie mała Sylwia na koniku :) 
W wieku ok 8-9 lat byłam u mojej rodziny nad morzem i tam pierwszy raz pojechałam do szkółki jeździeckiej, Pani Instruktor zabrała mnie na spacer po lesie na koniu-który już teraz to wiem!- był fiordem. 
Jako 10-11 letnia dziewczynka przypadkowo trafiłam z moimi rodzicami bo szkółki jeździeckiej "Pod lasem". Wymuszając na tatusiu pierwszą lekcję jazdy konnej rozpoczęłam moją przygodę z jeździectwem. Od tamtej pory regularnie (raz w tygodniu :D) miałam lekcję jazdy konnej. Jeśli byłam grzeczna, uczyłam się i miałam więcej czasu to było więcej jazd. Cała moja rodzina zainteresowała się jeździectwem i każdy w jakimś stopniu jeździć potrafi. 
W tej chwili najwięcej czasu z końmi spędzam ja i mój tato. 

Właśnie w tamtej stajni spędziłam bardzo dużo czasu. 

W 2009 roku tato w środku nocy wyciągną mnie w piżamie z łóżka. Zabrał jakieś moje rzeczy i pojechaliśmy po cichu wykradając się z domu w nieznanym mi kierunku. 
Jak się później okazało pojechaliśmy kupić koniki.
Dwie klacze Arantę i Hamarę. Obie urodzone w 2006 roku. 




To są właśnie pierwsze zdjęcia Aranty, kilka dni po przyjeździe do stajni w której tymczasowo stała ona i Hamara. :) Początkowo Aranta była moją miłością, była strasznie spokojna i mimo strachu przed człowiekiem uwielbiała się przytulać. 



A ten duży jelonek to właśnie Hamara :) Początkowo bardzo jej nie lubiłam, była nerwowa, duża ciągle się wierciła. Nie lubiła być głaskana, nie przychodziła do mnie na wybiegu. Jej rozmiar i zachowanie zwyczajnie mnie do niej nie zachęcało. 
Ruda miała ok 165 wzrostu, a Ari nie całe 160. Dla małej dziewczynki to spora różnica. 

Bardzo się cieszyłam, że mam własne koniki. Z perspektywy czasu wiem, że lepszym wyborem byłby zakup 7-8 letnich koni z doświadczeniem i wiedzą. 
Jednak na nasze szczęście spotkaliśmy ludzi, którzy umożliwiali nam dalszy rozwój. 
Ok rok później zmieniło mi się moje widzi mi się i pokochałam Hamarę. Co było tego powodem? Hamara była bardziej spokojna i zrównoważona pod siodłem gdy jeździłam sama. A ja mając traumę z upadku byłam się nerwowych koni i galopowałam tylko jak byłam sama, chyba że na szetlandzie o którym zaraz opowiem. 

To są zdjęcia z 2010 roku. widzicie tego małego gniadego pierdka z tyłu? To jest moja towarzyszka życia dziecięcego Kropka. 

Kropka nie była moja, była jedynie pod moja opieką. To właśnie na niej uczyłam się skakać i wystartowałam w zawodach skokowych z marnym skutkiem :D eliminacja nas dopadła bo przeszkoda w kropki była dla Kropki zbyt straszna. 
Wreszcie stwierdziłam, że jestem za duża na kucyka i zaczęłam "ostro" pracować z Hamarą. W pewnym momencie doszło do tego, że stałam się jedynym jeźdźcem Rudej. Przez cały ten czas liczba koni w mojej stajni się zmieniała.
Trzecim naszym koniem był Ares syn Aranty. 

Siwy koń to Piegrzym, a gniady Ares. Na drugim zdjęciu w tle Hamara i Niunio. 
W mojej stajni liczba koni ciągle się zmieniała.
W maju 2013 roku trafiłam z Rudą to Jarka Wierzchowskiego. I tam zaczęła się moja poważna przygoda z ujeżdżeniem. 
Resztę tej historii chyba już znacie. Czy może nie? 

A to, to jestem ja teraz :)
Moja droga się dopiero zaczyna, czeka na mnie jeszcze wiele rzeczy. 
Trzymajcie kciuki, zrobię wszystko co trzeba, żeby spełnić swoje marzenia. 




środa, 1 kwietnia 2015

Nachrapniki w górę! Albo w dół!

Dzień dobry :) tym akcentem zaczynam swoje ferie świąteczne <3
Dzisiaj postanowiłam napisać o czymś co mnie dręczy, męczy i nie może tego przeżyć moje serducho. :) NACHRAPNIKI! Czy tylko ja mam odruch wymiotny jak widzę źle zapięty nachrapnik?
Na ten temat można znaleźć miliony informacji w książkach. :)
Nachrapnik zasze powinien być dopięty mocno! Ale nie z całej siły. Między głowę konia a nachrapnik mają wejść ciasno dwa palce leżące płasko na pysku konia. Czemu nachrapnik ma być zapięty ciasno a nie luźno lub mega luźno? Jeśli zapinamy meeeega luźno to po co właściwie jest ten nachrapnik? Nie widzę sensu. A jeśli luźno w przypadku nachrapniku hanowerskiego i meksykańskiego konie potrafią ocierać sobie pysk. I po co to? Co do zwyczajnych nachraników nie ma tu chyba, żadnych skutków ubocznych- nie licząc tego, że nachrapnik nie pełni swojej funkcji.
Pamiętajcie, że nachrapniki nie mogą być też za wysoko ( czyt, około dwa palce pod "tą wystającą kością na pysku konika").

Pierwszy przykład (dziewczynka nie miała zwyczajnie jak dorobić wcześniej dziurek ale chciała założyć nowe ogłowie do sesji) źle założonego ogłowia. Ja nazywam to tak: nachrapnik udaje, że jest hannowerski.

A tu kolejne nachrapniki udające, że wiedzą gdzie ich miejsce (zdjęcie z google) 


Przykłady można pokazywać godzinami :) 

Z nachrapnikami meksykańskimi potrafi być jeszcze ciekawiej. Czasami leżą na środku końskiego nosa. 

Więc kochani pamiętajcie, żeby poprawiać ludzi kiedy widzicie, że coś jest źle. Tylko uprzejmie, grzecznie wytłumaczcie. Pomagajmy sobie zdobywać wiedzę. :P Nachrapnik ważna rzecz. 

Ahh i bym zapomniała! Moje kochane skośniki! Jak już używacie to też zapinajcie :) 
Tak jak w nachrapniku mają wejść dwa paluszki :) Jeśli jest za luźno może obcierać konia lub nie działać tak jak powinien. Nie chodzi tu o ściskanie z całej siły aż się koniu w nos wbija!! 

I zdjęcia poprawnie zapiętych nachrapników :) 





No to tego :) Mam nadzieję, że jakieś wnioski na ten temat będą! :P 
(Nie Siwy wcale nie jest brudny!)

Wesołych Świąt kochani! Smacznego jajka, mokrego dyngusa. Dużo uszek w barszczu. A nie stop! Barszcz to nie te święta! Smacznego żurku:) 

Wesołego alleluja! <3